Czym jest moralność? Odpowiedzi na tak postawione pytanie możemy znaleźć w szeregu dzieł etycznych, filozoficznych, literackich czy też politycznych. Rozprawiali o niej zarówno władcy antyczni, (Hammurabi ) jak również teoretycy systemów totalitarnych od Karola Marksa po Włodzimierza Lenina i jego wiernego ucznia Józefa Stalina, czy też autorytety duchowe. Ich lista jest imponująca. Gdyż zaliczamy do nich np. zarówno Woltera z czasów wieku, gdzie dominował rozum, jak również Matkę Teresę z Kalkuty i Jana Pawła II. Pouczająca książka Paula Johnsona Intelektualiści, aż nadto pokazuje, że niektórzy reformatorzy świata, kreujący się na zbawców ludzkości na bakier mieli niejednokrotnie z prawem i moralnością. Johnsom pisze „Nie można stwierdzić, jak rzeczywiście Marks zapatrywał się na moralność, zarówno zniekształcając prawdę, jak i zachęcając do przemocy.
W pewnym sensie był silną moralnie jednostką. Przepełniało go gorące pragnienie stworzenia lepszego świata. Wyśmiewał jednak moralność twierdząc, że jest nienaukowa i może być przeszkodą dla rewolucji” . Dalej zauważa Johnson, że pożyczał pieniądze nieostrożnie wydawał, a następnie był zdziwiony i mocno zirytowany, gdy przychodziło do płacenia wysoko zdyskontowanych weksli i procentów. No i nie… mył się, uważając higienę osobistą za burżuazyjny przesąd . Ponadto, jako mąż, ojciec, przyjaciel, współpracownik nie należał do grona ludzi, których można by przedstawiać jako wzór do naśladowania. Przez wiele lat żył na koszt swej żony, pochodzącej z zamożnej arystokratycznej rodziny, co nie przeszkodziło mu jej zdradzać . Inny moralny mentor Jan Jakub Rousseau autor zasady suwerenności ludu, propagator równości społecznej wiódł życie w poniżeniu i zależności, szczególnie od kobiet, imając się co najmniej trzynastu zawodów. Encyklopedia Powszechna wydawnictwa Gutenberga definiuje moralność, jako „wewnętrzne, etyczne ujęcie obowiązków, w przeciwieństwie do zewnętrznej legalności (zgodności z prawem, zachowywanej dla potrzeb i z konieczności zewnętrznej) . Sam termin pochodzi z języka łacińskiego od mores, co znaczy dosłownie obyczaj. Dalej moralność, jako filozofia moralna oznacza po prostu etykę. Mówimy też o moralnych zasadach, moralizowaniu, czy też o przymusie moralnym .
Z kolei encyklopedyczna definicja prawa, jak chce Jan Baszkiewicz jest wielopłaszczyznowa. Wyróżniamy więc Prawo Boże, które w średniowieczu i czasach wczesno nowożytnych było zbiorem norm ponadpozytywnych . Mówimy o prawie ludzkim, konstytucyjnym, cywilnym, karnym, wyborczym. Te ostatnie to przykłady prawa stanowionego. Do tej kategorii zaliczamy również prawa człowieka.
Natomiast w rozumieniu potocznym prawo oznacza uprawnienie do czegoś. W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia w Polsce pod rządami partii komunistycznej społeczeństwo upominało się o prawo do wolności zrzeszania. Chodziło w tym wypadku o ponowną legalizację "Solidarności”. Jak widać operowanie określnikiem prawo może odbywać się na wiele sposobów, gdyż sam termin posiada wielorakie znaczenie.
Analizując zagadnienie wzajemnego przenikania się moralności i prawa odniosę się właśnie do przykładów z dziejów człowieka. Szczególny akcent położę na ścieranie się tych dwóch pojęć w totalitarnym systemie komunistycznym, który odcisnął tak istotne piętno w historii społeczeństw minionego stulecia. Na ile więc moralność i prawo są wartościami kompatybilnymi a na ile się wykluczają? Odpowiedź na tak sformułowane pytanie wydaje się bezprzedmiotowa, gdyż w różnych okresach historycznych pojęcie prawa i moralności ulegało rewolucyjnym wręcz przewartościowaniom. Czym innym była moralność dla społeczeństw czasów Sofoklesa, autora znanego dramatu „Antygona”, czym innym dla społeczeństw żyjących pod butem reżymów totalitarnych, gdzie cała egzystencja jednostki od urodzenia do śmierci poddana była czujnej obserwacji policji politycznej.
Przewodnikiem literackim będzie tu twórczość w dalszym ciągu skazanego na zapomnienie Józefa Mackiewicza oraz prace dwóch emigracyjnych historyków sowieckich Michała Hellera i Aleksandra Niekricza. Ale nie tylko. Odwołam się także do książki Michała Wysockiego a zatytułowanej „Osaczony złem”. Analizuje ona przypadek komunistycznego morderstwa popełnionego 12 maja 1983 roku na osobie Grzegorza Przemyka warszawskiego licealisty . Przytoczę też przykłady w miarę najnowsze odnoszące się do polskich elit politycznych funkcjonujących w życiu państwa po roku 1989.
Tak zaproponowany dobór literatury każe zastanowić się nad problem kłamstwa w systemie komunistycznym. Jak wiadomo stanowiło ono jeden z podstawowych imperatywów tamtego systemu, którego moralność oparta była właśnie na nieprawdzie. Józef Mackiewicz, pisarz, uczestnik wojny polsko - bolszewickiej, pierwszy Polak, który złożył raport w sprawie Katynia, emigrant polityczny, odbył w maju 1941 roku, jakże pouczającą dyskusję z funkcjonariuszami NKWD, w gminie Czarny Bór, 12 km od Wilna . Pisarza wezwano na przesłuchanie ponieważ nie wywiesił komunistycznego sztandaru przed dniem 1 – ego maja. Podczas przesłuchania wyjaśnił (Mackiewicz moje MW) powody swojego rozczarowania sowieckim ustrojem. Nazwał system szablonem. Ten szablon nie pozwolił jego sumieniu na publikacje artykułów w prasie komunistycznej. Zapytany przez funkcjonariusza NKWD co rozumie pod tym pojęciem, odpowiedział:. Nie piszę dlatego bo u was drukuje się jedno i to samo od początku do końca. Kiedyś było źle, a dziś jest raj. Więc skoro wszyscy wiedzą, że kiedyś było źle, a dziś jest raj, to po co powtarzać to dzień po dniu, wykuwać na pamięć . W dalszej części przesłuchania, Mackiewicz uzupełnił obraz tego szablonu: ...Oto w pewnej gminie znam ziemianina, który jest niedołęgą, nierobem, gospodarstwo jego przedstawia obraz nędzy i ruiny.... A wokół niego żyli chłopi dobrze gospodarujący i zamożni. Ja osobiście gdybym był agitatorem komunistycznym, przystąpiłbym do rzeczy tak: oto patrzcie, obszarnik, przykładowy typ degenerata, a to są chłopi zdrowi i silni. Tymczasem cóż się dzieje! Słucham reportażu z tej gminy przez radio sowieckie i dowiaduje się, że wzmiankowany ziemianin zarabiał 300 tys. złotych rocznie, a wokół niego żyli chłopi, którzy puchli z głodu. W rzeczy samej było odwrotnie. Ale u was istnieje szablon, w którym powiedziano, że każdy obszarnik winien zarabiać 300 tys., więc zarabia, a każdy chłop winien puchnąć z głodu, więc puchnie . Dlatego właśnie zmusiło to Mackiewicza do postawienia następującej diagnozy: ” Gdyby mnie ktoś prosił o najbardziej esencjonalną definicję bolszewizmu, powiedziałbym: Państwo idealnie pozbawione opinii publicznej. Państwo, które pojęcie obywatelstwa sprowadziło do pojęcia niewolnictwa. ...W Sowietach nie istnieje wola ogółu absolutnie. Ale na każdym rogu i progu, gazecie, książce, kalendarzu, w radio, codziennie, co godzina, mówi się o tym, że wszystko, co dzieje się w państwie, dzieje się za wolą ogółu. ... panuje przygnębienie, rozpacz, głuchy szept i strach. Ale z góry jest powiedziane, że wszyscy są wolni szczęśliwi i uśmiechnięci, Ba, nie tylko z góry powiedziane; każdy obywatel powinien to powtarzać jak przymusowy pacierz. Na pracy i poza pracą, w domu i na ulicy. Bo kto nie jest zadowolony i uśmiechnięty, tego zaproszą do NKWD. Dzień po dniu, przez dwadzieścia przeszło lat przeszło 200 milionów ludzi musiało brać udział w psychicznym samobiczowaniu . Co to oznacza? Mówiąc najkrócej kłamstwo podniesiono do rangi cnoty obywatelskiej. Stało się ono szczególnie czytelnym wyznacznikiem moralności komunistycznej.
Doznał tego na sobie w sposób wyjątkowy Michał Wysocki. To on był kierowcą karetki, która przewoziła Grzegorza Przemyka z komisariatu MO do Pogotowia Ratunkowego przy ulicy Hożej w Warszawie. To właśnie jego nakazał minister MSW Czesław Kiszczak aresztować pod jakimkolwiek pozorem, nawet sfabrykowanym, a następnie w więzieniu, stalinowskimi metodami wymusić na nim, by wziął na siebie winę za śmierć warszawskiego licealisty . A wszystko po to by wybielić faktycznych sprawców mordu, którego dokonali zomowcy Ireneusz Kościuk i A. A. Denkiewicz wraz z bliżej nieustalonymi funkcjonariuszami. Przypadek Przemyka pokazuje w sposób czytelny, że w państwie totalitarnym prawo było interpretowane w sposób zgoła arbitralny dla potrzeb rządzącego aparatu. Ludzie niezłomni nie mieli szans w starciu z obowiązującym ustawodawstwem. Chroniło ono jedynie oprawców, którzy dzisiaj, i to jest niezrozumiałym chichotem historii, dobrze wkomponowali się w koloryt III Rzeczpospolitej, państwa, które wypłaca im miesięczne horrendalne uposażenia emerytalne, za to, że nie tak jeszcze dawno byli katami polskiego społeczeństwa. Na miejscu będzie więc postawienie pytania, gdzie tu prawo, gdzie elementarne zasady moralności. I dalej można zapytać, czy jest moralnym by do dzisiaj w szkolnictwie zatrudniano nauczycieli uczących przedmiotów humanistycznych, którzy w minionej epoce byli ubeckimi konfidentami, czy też służyli w ZOMO?
Właśnie powstanie totalitaryzmu bolszewickiego wywróciło rozumiane do tej pory pojęcie moralności. Gdyż za godne uchodziły do tej pory zachowania naganne. Weźmy np. kwestię kradzieży. Jak pisze w swej monumentalnej monografii o Leninie Dmitrij Wołkogonow twórca czerwonego terroru w Rosji miał specyficzne podejście do własności prywatnej, którą uważał po prostu za kradzież. Dlatego by zyskać na popularności, zaraz po objęciu władzy rzucił hasło „grab zagrabione”, co było przyzwoleniem na niekończącą się dewastację majątków arystokracji, szlachty, czy też Cerkwi .
Kolejnym istotnym elementem moralności bolszewickiej obok wspomnianego powyżej kłamstwa było donosicielstwo. Cecha bez wątpienia uważaną wcześniej za sprzeczną z elementarnymi pojęciami etyki. W Związku Sowieckim zyskała rangę cnoty. Najbardziej reprezentatywne przykłady pochodzą z lat dwudziestych XX stulecia. Mianowicie od 18 maja do 25 lipca 1928 roku miał miejsce jeden z wielu pokazowych procesów publicznych. Oskarżonymi było 53 pracowników kopalń węgla kamiennego w Szachtach - stąd proces szachtyński - o sabotaż oraz szpiegostwo. Wokół tego pokazowego procesu rozpętała propaganda rządowa, taką kampanię nienawiści, w kontrolowanych przez siebie mediach, że efektem była barbarzyńska prośba dwunastoletniego syna, domagającego się dla swojego ojca kary śmierci . Ta barbarzyńska prośba była przecież donosem złożonym przez syna na ojca. Cztery lata po tych wydarzeniach do rangi bohaterstwa urósł czyn Pawlika Morozowa, chłopca, który oskarżył także własnego ojca za pomaganie „kułakom” ( miała miejsce wtedy na Ukrainie niespotykana epidemia głodu, na skalę ludobójczą, zainspirowana polityką władz partyjno – państwowych ), w wyniku czego „winowajca” został skazany na rozstrzelanie . Czyn Morozowa zaczął uchodzić od tego momentu w oczach propagandy, za szlachetny, godny naśladownictwa, więc na jego przykładzie pouczano, na czym polega wzorcowa rewolucyjna czujność. Jej fundamentem było min. donosicielstwo.
To właśnie uporanie się z postawą konfidencką jest dla części elit dzisiejszej Polski nie lada wezwaniem. Najlepszym przykładem będzie tu casus Lesława Maleszki. To postać o dwóch twarzach. Z jednej strony bliski przyjaciel zamordowanego przez komunistyczną bezpiekę Stanisława Pyjasa, internowany w stanie wojennym. Z drugiej, od roku 1976 do końca PRL należał do najcenniejszych konfidentów Służby Bezpieczeństwa, używającym pseudonimów „Ketman”, „Return”, „Tomek”, „Zbyszek” . Przeciwnicy całkowitego rozliczenia się z totalitarną przeszłością nie widzą w postawie Maleszki zachowania nagannego. A sam Adam Michnik redaktor naczelny wpływowego salonowego dziennika „Gazeta Wyborcza” broni „Ketmana”. Sam konfident pisał: Mam tylko jedno życzenie. Chciałbym, by moje akta osobowe gromadzone przez SB były pierwszymi - ostatnimi, które zostaną publicznie otwarte . Dalej Maleszka zauważa, że ujawnianie agentury dewastuje różne więzi społeczne. I pomyśleć, że pisze tak bez żadnych skrupułów człowiek, który uważał się za najbliższego przyjaciela Pyjasa, czy też Bronisława Wildsteina. Należy zgodzić się
z Jarosławem Szarkiem, że dekonspiracja kapusiów esbeckich z czasów PRL nie dewastuje żadnych więzi społecznych, a jedynie więzi z epoki totalitarnej, które jak najszybciej należy przeciąć, gdyż ich skutkiem jest potężny kryzys moralny, w jaki wpędzono społeczeństwo polityką „grubej kreski” i historycznej amnezji .
Diametralnie odwrotny przypadek podejścia do problemu moralności i prawa stanowi przykład byłego wicemarszałka Sejmu Andrzeja Kerna. Działalność w opozycji antykomunistycznej rozpoczął Kern już w roku 1956. Jako doświadczony adwokat bronił studentów marca ’68. Współtworzył łódzką „Solidarność”. W stanie wojennym aresztowany. Lecz ta cała piękna opozycyjna karta została zniszczona już po obaleniu komunizmu. Nagonka rozpoczęła się, gdy córka wicemarszałka Monika, uciekła z domu z Maciejem Malisiewiczem. Stało się to pożywką dla konfidenta bezpieki Marka Piwowskiego do nakręcenia filmu „Uprowadzenie Agaty”. Sam reżyser o filmie mówił wprost”…Nowa elita, nowa władza broni swych pozycji równie brutalnymi sposobami jak poprzednia” . Do ataków medialnych na osobę Andrzeja Kerna przyłączyły się postkomunistyczne i salonowe media na czele z „Trybuną”, „Gazetą Wyborczą”, czy też „Nie”.
W tym samym 1992 roku, postkomuniści łamiąc wszelkie zasady prawa i moralności zadali kolejny cios ówczesnemu wicemarszałkowi Sejmu. W księgarniach ukazała się mianowicie szeroko reklamowana przez przeciwników prawej strony sceny politycznej książka „Pamiętnik Anastazji P”. Był to kłamliwy zapis erotycznych podbojów w Sejmie niejakiej Marzeny Domaros. Dziś już wiadomo, że autorem pamiętnika był żurnalista z „Gazety Wyborczej” Jerzy Skoczylas, a sama publikacja rozpoczynała się opisem drastycznego gwałtu, jakiego dokonał rzekomo na Domaros Kern. Gwoli ścisłości należy dodać, że „pokrzywdzona” spędzała większość nocy w mieszkaniu byłego esbeka, nie stroniła też od kontaktów z oficerami Urzędu Ochrony Państwa. Pikanterii całej aferze dodawał fakt, że rozdział poświęcony Andrzejowi Kernowi należał do wyjątkowo wulgarnych i obrzydliwych, zaś postkomuniści nazywani lewicą, jawili się w oczach Domaros, jako „mądrzy, inteligentni, elokwentni ludzie” . Przypadek ten, aż zbyt dobitnie pokazuje, jak instrumentalnie postkomuniści traktują moralność i prawo, by tylko osiągnąć chociażby po trupach własne cele polityczne. W tamtych okolicznościach, było to odsunięcie od władzy w roku 1993 na drodze wyborów parlamentarnych obozu szeroko rozumianej „Solidarności”.
Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują również, że w sposób instrumentalny moralność jest pojmowana przez postacie, wydawałoby się, że pomnikowe, zaliczane do grona wybitnych autorytetów. Szczególnie szokującym jest to, ze stało się takie zachowanie udziałem człowieka, który napisał, książkę pod jakże wymownym tytułem Warto być przyzwoitym . Mowa tu oczywiście o Władysławie Bartoszewskim. Nazwał on elektorat głosujący w ostatnich wyborach parlamentarnych na Prawo i Sprawiedliwość bydłem. Zaprawdę wyjątkowa to postawa przyzwoitości zaprezentowana przez 85 - letniego starca, którego media salonowe od lat kreują na swojego nieomylnego guru.
Dużo w niniejszej pracy poświęcono miejsca wzajemnym korelacjom moralności i prawa w reżymach totalitarnych. Dlatego na koniec przywołam, jakże aktualny w Polsce problem lustracji. Mam tu na myśli stanowisko Kościoła. Czy jego władze słusznie zamykają usta ks. Tadeuszowi Isakiewiczowi -Zaleskiemu z Krakowa, który uważa, że tylko ujawnienie pełnej prawdy o agentach służb specjalnych w Kościele oczyści złą atmosferę panującą w tej instytucji. Dlaczego Kuria Krakowska oraz sam Prymas potępili i to w ostrych słowach działania ks. Zaleskiego (vide nazwanie księdza przez prymasa nadubowcem). Odpowiedź jest aż nazbyt oczywista. Ksiądz Isakowicz - Zaleski, legendarny kapelan nowohuckiej „Solidarności”, okazał postawę niezłomną. Pomimo tortur Służby Bezpieczeństwa nie poszedł z nią na współpracę. Tymczasem dyżurne autorytety salonowych mediów jak np. księżą Mieczysław Maliński, Michał Czajkowski, czy w końcu ojciec Konrad Hejmo, jak wynika z dokumentacji Instytutu Pamięci Narodowej, przez wiele lat współpracowali z komunistyczną bezpieką. Z tą gorzką prawdą jest trudno pogodzić się określonym środowiskom, dla których wymienieni konfidenci byli przecież dyżurnymi autorytetami moralnymi. Dlatego za błędne należy uznać, oczywiście w opinii zwolenników lustracji, działania władz Kościoła zmierzające do zmarginalizowania pracy ks. Isakowicz - Zaleskiego i innych mu podobnych postaci.
Najświeższego przykładu dostarcza samo życie. Marcin Wolski z Gazety Polskiej pisze…”Musiało dojść do tragedii w szkole, aby powszechnie stało się jasne bankructwo bezstresowego wychowania, szkoły postępowej i bez barier, zasady, że uczeń ma wyłącznie prawa, a nauczyciel obowiązki. Poglądy, że nie można puszczać dzieciaków samopas, że lepszy mundurek niż goły pępek z kolekcją gwoździ, a szkolna lektura jest bardziej stosowna dla małolata niż całodobowy dostęp do pornografii w Internecie okazują się powszechniejsze niż przypuszczano” . Co na to dotychczasowi zwolennicy szkoły bezstresowej, gdzie panowała zasada „róbta co chceta”. Po tragedii w trójmiejskim gimnazjum są oczywiście za. Z jednym małym wyjątkiem - by zmian tych w szkole nie wprowadzał Roman Giertych, były już minister oświaty. Dzisiaj może on być dla obozu niepodległościowego tylko symbolem zdrady – nikim więcej. Postawę Giertycha można porównać do Bronisława Geremka, który także zdradził swoje ideały - co pokazuje film dokumentalny Grzegorza Brauna: "Towarzysz Generał Idzie na wojnę".
/Andrzej Brzezik/
(2)