witajcie
wielokrotnie spotykam się ze zdaniem, że powinien być zakaz egzekucji komorniczej z nieruchomości, o ile ta nieruchomość nie jest zabezpieczeniem kredytu. Ale, dlaczego?
Ja mam właśnie taką sytuację. Nieruchomość jest zabezpieczeniem kredytu i toczy się już egzekucja do tego mieszkania.
Przypomnę króciutko:
- kupiliśmy mieszkanie na kredyt dając 150.000 zł wkładu własnego. Kredytobiorca w pierwszym półroczu spłacania kredytu nagle stracił pracę, kredyt nie był na tę okoliczność ubezpieczony. Do tego bardzo ciężko zachorował jeden z domowników. Napisałam aż 15 próśb do banku przedstawiając sytuację, wysłałam stosowne dokumenty, prosiłam o jakąkolwiek ulgę w spłacie. Jeden raz bank zaproponował raty mini na okres 2 lat, ale się z tej propozycji wycofał. Pozostałe odpowiedzi także były na - nie.
Mieszkanie będzie wystawione na licytację za 3/4 jego wartości. Takie są przepisy, ale to już jest grabież w biały dzień, na samym początku. Na drugiej licytacji za 2/3 wartości. W rezultacie, dłużnik z rodziną pozostaną bez mieszkania i jeszcze z dużym długiem. Odsetki cały czas rosną, dużo zarobi komornik, a wierzyciel i tak nie będzie w całości spłacony.
Gdyby bank zgodził się na jakąkolwiek ulgę w spłacie, to my zachowalibyśmy mieszkanie, a wierzyciela by się spłacało. Ale, po co? Lepiej wyprodukować następnych bezdomnych.
Przecież, ja chciałam i chcę spłacać ten kredyt, ale - czy nie można dostosować jego spłaty do aktualnej sytuacji dłużnika?
Jestem załamana tą sytuacją, bardzo się denerwuję, bardzo się martwię.
Dziękuję ewisce i innym za słowa otuchy. Są naprawdę bardzo potrzebne, żeby nie zwariować. A może zdarzy się jeszcze jakiś cud? Może będzie wszystko dobrze?
pozdrawiam Was serdecznie, Grażyna