Widocznie bankowi wcale nie zależy żebyś spłacała dług. Proste jak konstrukcja cepa.
Bank będzie sobie naliczał odsetki w nieskończoność, co jakiś czas będzie słał monity, posunie się do egzekucji z nieruchomości za marne grosze by na samym końcu sprzedać dług firmie windykacyjnej za mały ułamek wartości długu. Tym samym bank uwolni rezerwę którą musiał utworzyć na tzw. "zły dług" i dalej jakby nigdy nic będzie obracał pieniędzmi, naciągał kolejnych naiwnych klientów a swoje straty wykaże w raporcie rocznym aby przypadkiem nie wyszło że bank zarabia za dużo.
Gdzie tu logika, nie wiem, nie do mnie z takim pytaniem. Nie ulega jednak wątpliwości że jest to bandyctwo w czystym wydaniu.
Jest jeszcze druga "twarz" banku, to tam gdzie się celowo "gotuje" klienta aby za grosze kupić od komornika jego mieszkanie, firmę, ziemię, gospodarstwo i inne dobra. Lub jak w moim przypadku tzw "wrogie przejęcie" firmy bo dyrektorka banku upatrzyła sobie mój interes dla synalka.
Tak czy siak, bank zawsze będzie górą. Przecież żaden zmiażdżony, przygięty przez windykacje dłużnik nie będzie miał siły i środków na obronę. Słabego, wykończonego egzekucjami klienta bardzo łatwo wykluczyć jako ewentualnego przeciwnika.
I jeszcze jedno. Czasem przestępstwo bankowe jest tak bardzo widoczne albo dłużnik tak zdeterminowany, że zacznie się stawiać, słać pisma lub co gorsza łazić gdzie nie powinien. I z takim sobie banki doskonale radzą. Mój przykład pokazuje jaki świat jest mały i jakie układy rządzą. Kiedy zamknięcie mojej agencji odbywało się na twarz, bez żadnych pism, protokołów, całkowicie niezgodnie z zawartą z bankiem ugodą a pani z banku dokonująca zamknięcia wyniosła z mojej agencji w przeźroczystej reklamówce pieniądze z kasy, czeki klientów, stemple bankowe i inne bardzo ważne rzeczy i nie zostawiła mi żadnego protokołu z zamknięcia, postanowiłam iść do prokuratury. Pani prokurator dość uważnie mnie wysłuchała, pokiwała głową po czym zerknęła na moje papiery i stwierdziła że: "nie widzi znamion przestępstwa". Okazało się wkrótce, że pani prokurator i dyrektorka banku to koleżanki z ławy szkolnej.
Kiedy chciałam oddać sprawę do sądu to jeden adwokat odmówił, mówiąc że nie stanie na przeciwko dyrektorki banku bo dobrze ją zna. Drugi adwokat, który z dyrektorką razem na rautach i przyjęciach popijają nie śmiał odmówić prowadzenia mojej sprawy, gdyż poprosił go o to kolega ze studiów (żona kolegi i moja mama są razem w kółku różańcowym). Jasno widać że zwykły zjadacz chleba nie ma szans już na starcie. Sędzia, który prowadził moją sprawę (wygrałam), też miał coś tam do czynienia z osławionym bankiem, bo wygrałam tylko co do istoty sprawy ale żadnego odszkodowania. Być może sędzia też ma mieszkanie na kredyt, a może razem z bankowcami z wyższej półki grają w golfa lub inne bierki.
Nasze prawo jest jak płot- żmija się prześlizgnie, lew przeskoczy a jest po to aby się bydło po polu nie rozbiegało gdzie nie powinno.