Mogło być tak, że rencistka zawierała umowy kredytowe nie bezpośrednio z bankiem, a za pośrednictwem agenta finansowego, np. w jakims kredytpunkcie. Zdarza się, że agenci prowadzący takie kredytpunkty podaja do banku fałszywe informacje o dłużniku. Ma to na celu podwyzszenie jego zdolności kredytowej i podjęcie przez bank pozytywnej decyzji kredytowej. Mogą np. podać zawyżone dochody dłużnika. Maja oni w tym swój cel - od każdego kredytu taki agent ma prowizję, więc nic dziwnego, że robi wszystko, aby bank udzielił kredytu, z fałszowaniem dokumentów włącznie. W tych właśnie latach 2006-2007 był boom na kredyty i kredytpunkty wyrastały jak grzyby po deszczu. Nawet osoby starsze, schorowane i dosłownie stojące nad grobem nie miały problemu z wzięciem kredytu - wystarczyło zadzwonić do takiego kredytpunktu i agent przyjeżdżał samochodem do domu, nawet z miejscowości oddalonej o dobre kilkadziesiąt kilometrów od domu klienta, Oczywiście liczył sobie dodatkowo za dojazd i to więcej niż za samo paliwo. Czyli działało to na zasadzie "szybkiej gotówki na telefon i z dostawą do domu". Sam miałem podobną sytuację z mamą. O tym, jak radzić sobie z takim trefnym spadkiem możesz przeczytać moją dzisiejszą odpowiedź adresowaną do Gabi.